Wycieczka do Włoch była najlepszym wyjazdem w ich życiu. Zaproszenie dostali od swojego kolegi Włocha. Włoch od dłuższego czasu studiuje w Polsce i doskonale włada tym językiem. Oni za to nie znają ani słowa po włosku, no może „pizza” i „ciao”. Te słowa znają nawet dzieci. Kupili tanie bilety do Bolonii i w kolejny weekend wyruszyli. Bolonia okazała się bardzo tłocznym miastem, wszędzie było pełno turystów, słońce mocno piekło, nie mogli się doczekać, kiedy dotrą do Ravenny. Byli niesamowicie głodni, każda mijana restauracja wyglądała niezwykle zachęcająco. Kiedy już dotarli do centrum miasta, wstąpili do małej knajpki. Zamówili czerwone wytrawne wino, każdy wybrał dla siebie pizzę. Była niesamowita, smakowała wyjątkowo, żadna zjedzona w kraju pizza nie mogła się jej równać. Ser był bardzo aromatyczny, a pomidory nadawały smak całemu daniu. Wytrawne wino miało przyjemny bukiet, nieco łaskotało podniebienie. Włoch obiecał, że nawet jak wypiją większą ilość, to jutro nie będą mieć kaca. Zabronił im jednak publicznie używać słowa „kac”, bo po włosku to słowo oznacza coś bardzo niestosownego. Kolejny dzień spędzili na plaży, słońce cudownie grzało, złapali piękną opaleniznę, pływali w ciepłym i w słonym morzu. Kupili świeże owoce i zimne piwo. Z racji tego, że była połowa września plaża była właściwie opustoszona. Kiedy minęło parę godzin zmęczeni upałem ruszyli do pobliskiego baru, znudzony małym ruchem barman pokazał im jak zrobić kawę mrożoną. Zimny napój okazał się strzałem w dziesiątkę. Doskonale ich odświeżył i ochłodził. Kolejne dni były nieco pochmurne, mimo tego codziennie towarzyszyła im mrożona kawa. Wypili jej więcej niż czerwonego wina. Ostatnie dni pobytu we Włoszech poświęcili na zwiedzanie. Widzieli Asyż, Rzym i Spoleto. Piękne podgórskie miejscowości zachwyciły ich najbardziej. Drzewa oliwne i piękne oleandry idealnie komponowały się ze skalnym miasteczkiem Spoleto. W uroczej i romantycznej knajpce wypili swoje frappe. Do kraju wracali wypoczęci i bardzo usatysfakcjonowani wakacjami, które mieli.
